Rytuały. Lubię bardzo.
Lubię nasze wieczorne zasiadanie przed lapkiem i włączenie
filmu (dziś Grand Budapest Hotel), albo ulubionego serialu (szkoda, że na Grę o tron
trzeba tyyyyyle czekać chlip chlip ;().
Do tego smakowitości. Dziś wieczór zapiekanek i herbatki z
miodem.
A później wieczorne gadu gadu przed snem.
Rytuały oswajają często nijaką codzienność. A może utrwalają
ją …? To chyba zależne od zbyt wielu i zbyt różnych czynników …
Ja lubię swoje codzienności. To chyba zasługa M. :)
Wczorajsze zakupy ‘meblowe’ uważam za udane. Zostały
zamówione fronty do szaf. Białe. Matowe. Niestety, nie podoba mi się czas
oczekiwania na nie. 14 dni!
Jest mały problem z drążkiem do szafy. Żadna z meblowych
firm – byliśmy dopiero w czterech - podobno! nie ma ‘niewymiarowych’ drążków. A
to ciekawe … szafy pod wymiar to coś odkrywczego. Pionierskiego.
Farba wybrana, jak zawsze bez szaleństw. Biała tikkurila. Pozostają
drobne poprawki, takie jak szpachlowanie, oczyszczanie ścian … Już teraz cieszę
się na ten new-old look :D
Żeby tak jeszcze skrzynka M. zniknęła … a pojawił się lap.,
no i ten ‘kawalerski dywan’ … OK., tak nie wolno. To nasze mieszkanie. Wspólna
przestrzeń.
Biegiem. Przed filmidłem zmyć naczynia, bulwiastą miskę.
Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz