Po raz pierwszy… dobry wieczór w 2015!
U mnie bez zmian. Jeszcze wczoraj myślałam, że zaskoczyło. Dziś
oblałam kolejny test na macierzyństwo. Znowu. Ale, jest pozytyw. Obyło się bez
łez.
Test wykonałam po 8.00
3 kropelki. Nic się nie dzieje. O jest. ……. Jedna kreska.
Hmmmm
Psiut idziemy na spacer.
Uwielbiam poranne, niedzielne spacery z psiutmistrzem.
Szczególnie gdy na dworze, jest tak jak dziś. Przyjemnie chłodno (a nie zimno),
szaro, bezwietrznie. Spokojnie. I bezpsowo!
Wróciliśmy.
Oglądam test. Niestety nie dostał drugiej kreski. Truuuudnooo.
Test ląduje we frakcji suchej (jako, ze plastikowy).
Czytam książkę, serfuję po necie, oglądam serial.
Głupi test.
Przecież objawy są! Konsternacja. Są … na zbliżający się
okres, głupia. Grrrrrrrr
Około 12.00
Co robię? Ano grzebię, we frakcji suchej (dobrze, że
rzeczywiście jest sucha :o). Wyciągam test. Oglądam. Bliżej okna. I znowu.
Hmmmm chyba coś jest. Jakiś cień. :D
Biegnę do M. Pokazuję. Spogląda. Choć nie tak wnikliwie jak
ja. Nie nic nie widzi. Każę się przypatrzeć, czy MOŻE JEDNAK widzi tam cień.
Zerka na mnie z uśmiechem … tak … widzę … to … wygląda na
dobrą wróżbę, za miesiąc. :) Spróbujemy znowu.
Czy już pisałam, że kocham M.? Na pewno! A że go lubię? To
napiszę dla pewności, baaardzo go lubię :D Kochany optymista!
Z mniej optymistycznych informacji…
W pierwszym tygodniu stycznia, po raz pierwszy miałam
odczucie, że nie mogę – bez problemów – zginać dłoni. Towarzyszył temu ból i
poczucie, że palce mam spuchnięte.
Kilka dni później na wewnętrzną stronę dłoni oraz! stóp wyszedł
rumień, a dodatkowo na stopach jakaś paskudna wysypka z mikro płynem w środku. Super.
Ręce obolałe, podobnie stopy, dodatkowo bardzo rozgrzane i z idealnie zakończonym
rumieniem, tzn nie wyszło toto na skórę wierzchnią dłoni/stóp, a zakończyło się
krechą (idealną, jak wspomniałam). Wyglądało to komicznie i …niepokojąco. Na
tyle, że w ubiegły poniedziałek postanowiłam odwiedzić internistę.
W rejestracji powitała mnie sąsiadka z byłego miejsca
zamieszkania i zapisała na ‘już’ do pani doktor pediatry :D Miałam się tylko
nie afiszować z kartą, no i wiadomo przepuszczać rodziców (czytaj matki) z
dziećmi, o ile takie były. OK.
Aara nie OK. Padło pytanie nie z gruchy ni z Pietruchy „Czy
macie dzieci?”, „A to ile już po ślubie?” Nosz kurwa! Nic ci do tego ….
Oczywiście TEGO nie powiedziałam, a pomyślałam, a mina malowana była w półuśmiech,
przekrzywiono głowa, lekkie potakiwanie. Tzn chyba, tak, bo we mnie się
gotowało.
Przepuściłam w sumie 3 matki z dziećmi. Zsiadłam na
krzesełku. Czekam. Razem ze mną czeka starsza pani. Zerka na mnie i … zaczyna
rozmowę. Monolog, znaczy.
Wiem, że ma chorobę X, ma 2 córki (ze starszą mieszka), 4
wnucząt. Ma starszego brata, jego dzieci tzn 2 córki są za granicą, a syn mimo
ukończonej szkoły wyższej pracuje w W-wie na budowie. Wnuczki są bardzo mądre,
trochę nieznośne.
Padło pytanie o dzieci. Nie mamy …. A czemu …? Aaaaa wie
pani, u starszej nie było tak łatwo. Poroniła. I opowiedziała mi moją historię.
MOJĄ!
Tylko to się nie działo w lutym, a w wakacje. Poczułam się
nieciekawie. Łzy same cisnęły się do oczy, ale powstrzymałam je. Tylko
potakiwałam. Pani kilka razy na mnie spojrzała, ale kontynuowała.
Boże. Czemu ta kobieta opowiedziała mi nie swoją historię? Kto
ją upoważnił? Ja wiem, to była jej córka, ale ….?! Mam nadzieję, że pomimo
znajomości nietaktu mojej Mamy, jest w niej refleksja i szacunek do mnie i dla
moich przeżyć, które są poniekąd jej przeżyciami. I w poczekalni siedzi sobie spokojnie na krzesełku i nie zagaduje, nie snuje opowiastek.
Na całe szczęście, monolog dobiegł końca, bo pani z córeczką
wyszła z gabinetu.
Opowiadam pani doktor co i jak. Pokazuję. Ale tylko dłonie,
stóp nawet nie chciała oglądać. Grrr
Mówię, że staramy się z Mężem o dziecko i jeśli można, to proszę o ewentualne
maści/kremy ‘nieagresywne’. Ooooo to nie przepiszę pani tabletek, ale maść. Proszę
jeszcze zrobić OB, morfologię i ASO. OK.
Wyszłam.
Starsza pani nadal czeka przed gabinetem. Ubieram się,
życzymy sobie wszystkiego dobrego.
Aaaa dodam, że w jednym była, powiedzmy że pomocna. Choć ja
nie skorzystałam z jej wiedzy, a szkoda. Powiedziała, że nie dostanę się do
dermatologa, jeśli nie będę miała skierowania. Mama powiedziała co innego,
zawierzyłam rodzicielce i … w piątek ponownie wróciłam do pani doktor. :) Innej.
Wykupiłam maść, na szczęście o niższej gramaturze, niż
widniało na recepcie (dzięki temu tańszej). Czytam ulotkę i co? Dzień dobry,
maść ze sterydem. Bezwzględne nie stosowanie w pierwszym trymestrze (za każdym
razem po owulacji utrzymuję, że mogę być w ciąży, co chyba? jest logiczne?). Ja
pierdole! Dobrze, że maść nie kosztowała majątku, ale … no przecież mówiłam! I
to pediatrze!!
We wtorek zapis do dermatologa, na kolejny piątek. „Ale to
będzie kontynuacja leczenia …? Nie? To proszę skierowanie. Ugrrrrr
Zrobiłam badania. OB, morfologia w normie, ASO … zamiast 200
jednostek czegoś na ileś 397. I ryk. Bo to paciorkowce, przecież. Paciorkowce,
które atakują nasze dziecko … itp. itd.
M. jak zwykle zimna krew. Uspokaja, tłumaczy. OK, przeszło
mi. Co ja bym bez niego zrobiła?
W piątek wizyta. Dzięki ‘tablicy ogłoszeń’ dowiaduję się, że
moja sąsiadka oprócz pracy w rejestracji, jest również położną środowiskową.
U pani doktor w gabinecie (pół godziny poślizgu, ale co tam).
Tłumaczę chaotycznie, prawie z płaczem. Pani doktor prawie uspokaja. Prawie.
Nie mam do niej zaufania, bo ciągle wtrąca luzik, spoko i … seksownie? (albo
się przesłyszałam ;p). Ale. Zagląda w gardło. Maca ręce, stopy. I … daje
skierowanie. I słyszę pochwałę. Na temat czytania ulotek. :D
Zapisuje mi nazwy kremów emolientowych.
Krem kupuję i … jest do dupy.
Razy dwa.
Raz, totalnie nie pomaga, a wręcz bardziej wysusza :(
Dwa, Sroka ze http://www.srokao.pl/ nie poleca go. Bo ma formaldehyd
i jeszcze jakaś zarazę. Kurnia, krem dla dzieci i niemowląt.
Grrrrrrrrrrrrrrrrrrrr
Zobaczymy co dalej. Byle do piątku.
Krajst! Ale notkę wysmarowałam.
Ciekawe ile zabierze mi tekst po powrocie od ginekologa …?
Bo zmieniam. Na panią.
Ma świetne opinie na znanym lekarzu. I trafnie zdiagnozowała
moją koleżankę z pracy.
Chcę, by coś się u nas zadziało…
Wizyta 26.01.
Miesiąc pod znakiem lekarzy…
Do miłego ….
PS Miałam kiedyś pisać o prezentach, ale nie wiem czy
jeszcze warto. Mikołajki, gwiazdka z Gwiazdorem dawno za nami …