6 tygodni. Tyle ma Maksiu. Tyle dziś
mija od porodu, a zatem to również okres zakończenia połogu. Jak
się czuję? Mało kogo to interesuje.
W ciąży pytanie zadawane nagminnie,
obecnie pyta mnie o to kilka osób. Kobiet. Chyba nikogo nie powinno
to dziwić, jestem dorosła, zdrowa, mam cudownego Męża, Synka. A
jednak.
To co działo się ze mną przez
pierwsze 3 tygodnie po narodzinach Maksa to jakieś kosmiczne
zapętlenie łez i śmiechu.
„znów płakałam
wczoraj znów
płakałam
że nie umiem na skrzypcach grać
i że wszyscy
umrzemy, wszyscy
i że któregoś dnia
mój syn zostanie
całkiem sam”
Nasz Grubcio (jedna z mnogiej ilości
ksywka naszego Bulwozaura) podchodzi do mnie, opuszcza pyszczek na
brzeg łóżka. Ma bardziej siwą mordeczkę niż w sierpniu, jest
szczuplejszy. Zaczynam spazmatycznie płakać. Po chwili całuję
psiutę i tańczę z nim do naszej piosenki „tańcowała igła z
nitką” ...rana po cesarce szarpie, noo ma prawo to dopiero 10
dzień.
Patrzę na mleczny uśmiech Maksa i nie
tamuję łez ani rękawem koszulki, ani nie szukam chusteczek.
Dociera do mnie, że On już jest na zawsze. I ja, my za niego
odpowiadamy i jest taki piękny, kruchy, bezbronny. Ten mini człowiek
to nasz synek! Tyle chce mu powiedzieć - już teraz sporo
rozmawiamy, albo w ciszy patrzymy się na siebie. Chłonę. Pokazuję
w tym naszym maleńkim mieszkanku-pudełeczku
co-do-czego-i-skąd-od-kogo.
Irytuję się nad wyraz.
Rozpłakałam teściową, a ona mnie.
Moją Mamę również. A Ona nie zasługuje na to. Szczególnie Ona.
Matka, która straciła synka, gdy ten miał 7 dni (to mój drugi
starszy brat, nigdy nie poznany, choć mamy kilka zdjęć ślicznego
chłopca w białej trumience). Przeprosiłam obie. Z teściową chyba
już zawsze będę miała relacje tylko poprawne.
Nie, nie da się - według mnie -
nauczyć dziecka 'noszenia', lulania w wózku. Mój syn to nie
cwaniak. To maleńki człowiek, który potrzebuje bliskości, miłości
i ciepłych ramion rodziców.
Płaczę bo Maks rośnie. Bo nie będzie
już taki maleńki, jak był wczoraj, tydzień temu. A zarazem chcę
by rósł szybko, szybko. By gadał jak najęty.
Płaczę, bo nie wiem co mu jest gdy
płacze. Teraz już trochę lepiej orientuję się w temacie.
Bo zostajemy sami w domu, ponieważ M.
wraca do pracy, a ja obawiam się, że nie podołam. Nie chodzi
niepozmywane naczynia, brak obiadu, czy ciasta na stole, bo bajzel i
brak czasu na lekturę, przyjemności. Choć o to też. Boję się,
że Maksiul może liczyć tylko na mnie. A przecież jestem tylko
ciut mniej zielona jeśli chodzi o temat DZIECKO, aniżeli byłam w
sierpniu. Ale. Poznajemy się, z każdym dniem bardziej.
Nadal prawie nic nie jestem w stanie
zrobić w domu, bo Maks ma dłuuugie okresy czuwania. Potrafi nie
spać od 6.00 do 12.00, a jeśli śpi, to na rękach, odłożony do
wózka, łóżeczka w kilka minut się wybudza, rozżalony. Czekam na
chustę, może to ona będzie dla nas wyjście z sytuacji – synku
ja też potrzebuję swoich rąk. ;)
Jak się czuję?
Po 6 tygodniach.
Pewniej. Jestem bardziej świadoma
potrzeb syna, siebie. Już nie ma tej bardzo czułej mnie. Na pewien
czas chowam emocjonalny wachlarz do futerału.
Jest jedna sprawa, która bardziej
boli. Od ponad tygodnia dokarmiamy (czasem jest to 5 mililitrów,
najczęściej 40-60, ale i 120) Maksa mlekiem modyfikowanym. Karmię
na żądanie, a jednak to nie wystarcza. Myśleliśmy, że po 4
tygodniu życia zaczęły się kolki, bo Maks bardzo płakał od
godziny 17.00 do czasu toaletki, czyli 19.00-19.30 (gdzieś
wyczytałam, że to „pora kolek”), a to chodziło o płacz z
głodu, a nie bólu brzuszka. Jak ja płakałam, że nie potrafię
(znowu!) wykarmić własnego dziecka i przewrotnie, że Maciupek tak
lubi mm. Chore! Cieszę się, że jest modyfika i że mogę jeszcze
karmić piersią. W szpitalu położne mówiły, że długość karmienia jest
często 'rodzinna', tzn jeśli mama karmiła krótko, prawdopodobnie
córka też będzie miała problemy. Nie wiem na ile jest to prawda,
ale jakieś ziarenko prawdy w tym stwierdzeniu tkwi.
Cieszę się, że Mąż nie zadaje mi
pytania o samopoczucie.
Przyjdzie i przytuli. Pocałuje. Po
prostu. I ja jego.
Brakuje mi przyjaciółki. Z W. jeszcze
przez parę miesięcy dzielić nas będą kilometry, ale rozmowy czy
to telefoniczne, czy na viberze bardzo krzepią. D. nie mam śmiałości
zaczepiać, nie wiem czy nie zrobię jej przykrości opowiadając o
tym naszym życiu we trójkę...
Sztuka kompromisu.
Miłość ponad mnie.