poniedziałek, 17 października 2016

6 tygodni.

6 tygodni. Tyle ma Maksiu. Tyle dziś mija od porodu, a zatem to również okres zakończenia połogu. Jak się czuję? Mało kogo to interesuje.
W ciąży pytanie zadawane nagminnie, obecnie pyta mnie o to kilka osób. Kobiet. Chyba nikogo nie powinno to dziwić, jestem dorosła, zdrowa, mam cudownego Męża, Synka. A jednak.
To co działo się ze mną przez pierwsze 3 tygodnie po narodzinach Maksa to jakieś kosmiczne zapętlenie łez i śmiechu.

„znów płakałam
wczoraj znów płakałam
że nie umiem na skrzypcach grać
i że wszyscy umrzemy, wszyscy
i że któregoś dnia
mój syn zostanie całkiem sam”

Nasz Grubcio (jedna z mnogiej ilości ksywka naszego Bulwozaura) podchodzi do mnie, opuszcza pyszczek na brzeg łóżka. Ma bardziej siwą mordeczkę niż w sierpniu, jest szczuplejszy. Zaczynam spazmatycznie płakać. Po chwili całuję psiutę i tańczę z nim do naszej piosenki „tańcowała igła z nitką” ...rana po cesarce szarpie, noo ma prawo to dopiero 10 dzień.
Patrzę na mleczny uśmiech Maksa i nie tamuję łez ani rękawem koszulki, ani nie szukam chusteczek. Dociera do mnie, że On już jest na zawsze. I ja, my za niego odpowiadamy i jest taki piękny, kruchy, bezbronny. Ten mini człowiek to nasz synek! Tyle chce mu powiedzieć - już teraz sporo rozmawiamy, albo w ciszy patrzymy się na siebie. Chłonę. Pokazuję w tym naszym maleńkim mieszkanku-pudełeczku co-do-czego-i-skąd-od-kogo.

Irytuję się nad wyraz.
Rozpłakałam teściową, a ona mnie. Moją Mamę również. A Ona nie zasługuje na to. Szczególnie Ona. Matka, która straciła synka, gdy ten miał 7 dni (to mój drugi starszy brat, nigdy nie poznany, choć mamy kilka zdjęć ślicznego chłopca w białej trumience). Przeprosiłam obie. Z teściową chyba już zawsze będę miała relacje tylko poprawne.

Nie, nie da się - według mnie - nauczyć dziecka 'noszenia', lulania w wózku. Mój syn to nie cwaniak. To maleńki człowiek, który potrzebuje bliskości, miłości i ciepłych ramion rodziców.

Płaczę bo Maks rośnie. Bo nie będzie już taki maleńki, jak był wczoraj, tydzień temu. A zarazem chcę by rósł szybko, szybko. By gadał jak najęty.
Płaczę, bo nie wiem co mu jest gdy płacze. Teraz już trochę lepiej orientuję się w temacie.
Bo zostajemy sami w domu, ponieważ M. wraca do pracy, a ja obawiam się, że nie podołam. Nie chodzi niepozmywane naczynia, brak obiadu, czy ciasta na stole, bo bajzel i brak czasu na lekturę, przyjemności. Choć o to też. Boję się, że Maksiul może liczyć tylko na mnie. A przecież jestem tylko ciut mniej zielona jeśli chodzi o temat DZIECKO, aniżeli byłam w sierpniu. Ale. Poznajemy się, z każdym dniem bardziej.
Nadal prawie nic nie jestem w stanie zrobić w domu, bo Maks ma dłuuugie okresy czuwania. Potrafi nie spać od 6.00 do 12.00, a jeśli śpi, to na rękach, odłożony do wózka, łóżeczka w kilka minut się wybudza, rozżalony. Czekam na chustę, może to ona będzie dla nas wyjście z sytuacji – synku ja też potrzebuję swoich rąk. ;)

Jak się czuję?
Po 6 tygodniach.

Pewniej. Jestem bardziej świadoma potrzeb syna, siebie. Już nie ma tej bardzo czułej mnie. Na pewien czas chowam emocjonalny wachlarz do futerału.
Jest jedna sprawa, która bardziej boli. Od ponad tygodnia dokarmiamy (czasem jest to 5 mililitrów, najczęściej 40-60, ale i 120) Maksa mlekiem modyfikowanym. Karmię na żądanie, a jednak to nie wystarcza. Myśleliśmy, że po 4 tygodniu życia zaczęły się kolki, bo Maks bardzo płakał od godziny 17.00 do czasu toaletki, czyli 19.00-19.30 (gdzieś wyczytałam, że to „pora kolek”), a to chodziło o płacz z głodu, a nie bólu brzuszka. Jak ja płakałam, że nie potrafię (znowu!) wykarmić własnego dziecka i przewrotnie, że Maciupek tak lubi mm. Chore! Cieszę się, że jest modyfika i że mogę jeszcze karmić piersią. W szpitalu położne mówiły, że długość karmienia jest często 'rodzinna', tzn jeśli mama karmiła krótko, prawdopodobnie córka też będzie miała problemy. Nie wiem na ile jest to prawda, ale jakieś ziarenko prawdy w tym stwierdzeniu tkwi.


Cieszę się, że Mąż nie zadaje mi pytania o samopoczucie.
Przyjdzie i przytuli. Pocałuje. Po prostu. I ja jego.

Brakuje mi przyjaciółki. Z W. jeszcze przez parę miesięcy dzielić nas będą kilometry, ale rozmowy czy to telefoniczne, czy na viberze bardzo krzepią. D. nie mam śmiałości zaczepiać, nie wiem czy nie zrobię jej przykrości opowiadając o tym naszym życiu we trójkę...


Sztuka kompromisu.
Miłość ponad mnie.