sobota, 19 sierpnia 2017

Inny etap.

Zbyt dużo słów w moi otoczeniu. Zalewają mnie niepotrzebnymi informacjami, emocjami. Zbyt wiele paplania o niczym. Odwykłam. Być może za bardzo. Nie wiem. Jak mam to ocenić?
Co, kto, jak, z kim? Będąc wczoraj na pierwszej kawie od x-czasu z dziewczynami, bez Maksia, nie bardzo interesowały mnie te wszystkie nowości, zmiany. Przytakiwałam, śmiałam się, zagadywałam, ale lewa dłoń co chwilę muskała telefon. Co u chłopaków? Jak sobie radzą?

Mimo, że D. (nie to, nie moja D., z którą kontakt mam niestety sporadyczny) jest w ciąży, remontuje górę domu, a M. podbija Szkocję to … ich opowieści nużyły mnie. Sama raczyłam je garścią informacji, głównie słuchając. Wracając do domu, po paru godzinach czułam wielką radochę na spotkanie z M., z synkiem. Nieprecyzyjnie wyraziłam się pisząc o niechęci do pogadułek. Z W. jest inaczej, mówimy sobie wszystko. Z nią rozmów nigdy nie mam dość. OK, bardzo rzadko wymiękam, szczególnie jeśli przesadzimy, aż ucho boli. Tak więc, wracając w słońcu i kurzu nagrzanego miasta, prócz telefonu do M., zadzwoniłam również do W. i …. głos zadrżał i kilka łez poleciało z tęsknoty do syna i z żalu nad moją aspełecznością. W., pocieszyła, że też tak ma i że cieszy się z urlopu wychowawczego i po raz pierwszy usłyszałam z jej ust słowa zachęty odnośnie starań o rodzeństwo dla Maksia. A podsumowaniem spotkania było – inny etap w życiu.
Będąc w domu, czekałam na chłopaków powoli wracających ze spaceru, drzemki. I na przywitanie co otrzymałam?, wymówkę w postaci niewyraźnej minki i odwrócenie buzi. No cóż, chwilę mnie nie było. Ale za moment były radosne piski i tańce. Kocham być mamą. Jego mamą :)

Lubię ludzi. Ale już rozmów o niczym nie. Męczy mnie branie czyjejś strony, srogie i zdecydowane „tak” lub „nie”, z którym kiedyś nie miałam problemu. By szafować nimi. Lubienie, nielubienie. Macierzyństwo uczy mnie pokory, wyciszenia (tak, pomimo ciągłych awanturek, krzyków, śmiechów, płaczu, dziecinnego szczebiotu), tego, że, co syn zobaczy u mnie, u nas, zapamięta, poda dalej.
Z coraz większym sercem podchodzę do tego co ma do zaoferowania teściowa. Staram odwdzięczyć się tym samym. Widzę i czuję, że ona nigdy nie chciała być natrętna, roszczeniowa. Po prostu czekała na malutka, tak jak my. Lubię ją. I cieszę się, że gdy pójdę od listopada do pracy, ona, wraz z moją Mamą zajmą się opieką i w jakimś sensie wychowaniem Maksia.

Tak, wracam do pracy. Tej samej. Nie skaczę z radości z tego powodu, ale mamy marzenie o większej rodzinie niż 2+1+pies ;) I to w dość bliskiej przyszłości, także zmiana pracy na „docelową”, dającą mega-radochę to w tej chwili byłoby nieporozumienie. Wiem, brzmi to jak kalkulacja. Jeśli po moim powrocie, warunki pracy nie będą satysfakcjonujące, odejdę. Na ten czas mówię – witaj listopadzie, obyś był słodki.

Za blisko 2 tygodnie Maksio kończy rok. Rok! Synku, jesteś taki duży. Choć, taki maleńki. Pachnący miłością, niewinnością. Mój rozdający piękne uśmiechy synek za chwilę przestanie być niemowlakiem. Niesamowicie cieszę się na kolejne miesiące, na to co jest do odkrycia, wraz z dzieckiem.

4 komentarze:

  1. Śliwku, wspólne mamy przemyślenia. Ja pomocowiec wycofałam się z wielu kontaktów, doceniam chwilki bez Heliśku, ale kocham ją bez granic, doceniam też pomoc teściowej:) uściski Rocznemu Kawalerowi:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olgutek! Jak się cieszę, że Cię czytam! :*
      Ach! Jest ich sporo, ale jak już ubieram z słowa, zdania to wszystko średnio brzmi.
      I ja doceniam. Z każdym tygodniem. Dziś teściowa była u nas, w odwiedzinach około 8 godzin. Rok, baa pół roku temu na coś takiego kręciłabym głową z niedowierzaniem. A jednak! Fakt, musiałam wyskoczyć do niej i Maksia, bo synek popłakiwał przy zasypianiu, ale po 10 minutach już spał, a ja wróciłam do spaceru z Bulwiastym i porządków w domu. :D A do innych... muszę się przekonywać. Nie jestem sama na tym świecie.
      Odściskujemy Roczną Heli :) :*
      Olga, czasem zajrzyj na @.

      Usuń
  2. Śliweczko, a ja z kolei jestem chyba na etapie, kiedy chętnie spotkałabym się koleżanką czy koleżankami, a najlepiej z przyjaciółką, na taką nieśpieszną kawę/herbatę. A potem pewnie wracałbym wytęskniona, ale i z nową energią do mich chłopaków. Może w ten weekend uda się coś zorganizować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malwusiu, czułam ograniczenie swojego czasu i przestrzeni. Ba! Mam tak nadal. Ale już się nie szarpię, bo widzę, że nic to nie da. Myślę, że coś się zmieni w tej kwestii na plus, gdy wrócę do pracy, o dziwo, do doba zapewne się skróci. ;)
      Ogólnie, przyjaciółki nie mam dość, z nią, mogłabym rozmawiać po kilka godzin dziennie, codziennie, to w stosunku do znajomych i koleżanek czuję wycofanie.
      Malwusiu, życzę Ci by ten łikend należał do Ciebie. :*

      Usuń