Co u nas?
Dzieje się wiele, a zarazem mam
wrażenie, że odkąd nie pracuję, to w zasadzie czas jakby stanął
w miejscu. Dni zlewają się w jeden dzień.
Ale, dzieje się! Rośniemy. :) Brzuch
(choć jak zwykle twierdzę, że owszem, ale chyba zbyt wolno,
dopiero porównanie cotygodniowych zdjęć daje oczom obraz zgoła
odmienny), a skoro brzuch to i Maksiuń w brzuchu. Chłopak
delikatnie się ze mną obchodzi (co również doprowadza mnie do
stanów nazwijmy to lekko-lękowych), kopiąc leciutko, choć dość
regularnie. Uwielbiam naszą zabawę sygnałów. Ja puknięcie, on
odpowiada, ja głaszczę brzuchol, on zawzięcie odpowiada serią
kopnięć. Pięknie jest. To ten wyśniony sen. Tylko, że to jawa.
:) Przyszły tato, czasem ma okazję przekonać się, że w brzuchu
naprawdę jest lokator. On. Gdy po powrocie z pracy, Maż pyta, co u
mnie, co u Maksiuli, głaszcze brzuchalsona. To ...to moje serce i
rozum miękną i poddaję się fali ciepła. I takiego rozczulającego
dobra.
Wicie gniazda to nie mit.
Już pod koniec lutego chciałam
wyrzucać, przestawiać, stroić, kupować, malować...
Wstrzymywałam się. W sumie do tej
pory staram się nie przeginać.
Luty. Pomyślałam sobie, że może
warto zrobić w biblioteczce przegląd książek, atlasów i coś
sprzedać, oddać. OK. Jak pomyślałam,tak postanowiłam. W czyn
zamieniłam. Pościągałam książki, poprzeglądałam jak wygląda
środek, czy nie ma przypadkiem „w nagrodę dla... za
ociągnięcia...”. Było, niewiele, ale jednak. Opisałam,
porobiłam fotki, wysłałam zapytanie do antykwariatu. Na odzew
musiałam poczekać kilka dni … tak ale … nie to i tamto … Z
blisko 150 pozycji, pan właściciel wybrał raptem kilkadziesiąt
(chyba ok 30). Cóż. Co zrobić z resztą? Może zanieść do
biblioteki? Bo wyrzucić pod śmietnik - noł łej! To już lepiej
nich się kurzą na półkach.
Tak, warto spytać. Spytałam, ale
dopiero pod koniec kwietnia. :o Panie zainteresowane, ale co to
dokładnie …? Aha, klasyka, no to jak najbardziej. Jeśli książki
będą się dublować u nich, przekażą innej bibliotece, a jeśli i
tam jest nadmiar to tomiszcza wyjadą na Ukrainę. Super!!
Nosiłam te książki ...ekhę przez
dłuższy czas. Kilka kursów, po kilka-naście knig. Uff czasami
byłam zła na siebie i nadmiar „załadunku”, ale M. nie bardzo
mógł mi pomóc, bo pracuje w godzinach otwarcia biblioteki.
Ostatecznie to właśnie dziś M. pojechał z ostatnimi książkami.
:) Yeah!
A w ubiegłą sobotę, wreszcie, po
prośbach od lutego (tak, wiem każdemu należy się odpoczynek po
tygodniu pracy ;))! tak, tak! od lutego, M. wraz ze mną pojechał do
antykwariatu i sprzedaliśmy knigi. Komodziak, bo składowisko
książek rozbiło swój obóz w małym pokoju, odetchnął od
ciężaru, a pan antykwariusz wspomógł Maksiulową skarbonkę o
80zł. :D
Jeszcze w marcu wypatrzyłam na swoim
osiedlu tanią odzież, która była hmm nie tyle ciucholandem co
magazynem wszelakich dóbr sprowadzonych z Wysp Brytyjskich. Są tu
wózki dziecięce i kieliszki i magnesy na lodówkę i widokówki i …
i wiele wiele równości.
Wypatrzyłam zieloną lampkę. Kręciłam
się koło niej, rzucając powłóczyste (mhym do lampki!)
spojrzenia. Ale, lampek już trochę w domu mamy... Zarzuciłam
temat.
Po urodzinach stwierdziłam, że phi!
Lampek nigdy dość, a ja mogę zrobić sobie po-urodzinowy prezent
(najczęściej robię prezenty dla siebie - do domu :o). No i lampka
przecież nie dla mnie, tylko do pokoiku Maksa.
M. miał wolny dzień, ja poszłam po
małe zakupy, przy okazji wstąpiłam do przybytku dóbr wszelakich.
Kupiłam zieloną lampkę z zielonym abażurem, wcześniej
przygotowując się do sprawdzenia cudu już w sklepie, zabierając z
domu adapter oraz żarówkę. :D Jakieś było moje zdziwienie, gdy
'polska żarówka' okazała się być 'be', a adapter pani
sprzedawczyni miała przygotowany pod ladą. Nowa żarówka
kosztowała grosze, na szczęście.
Wracam do domu. Zachwycona niosę swój
łup. Wchodzę. M. oczy na mnie, na lampkę. Po co nam kolejna
lampka, mamy już 4, no i jeszcze są lampy sufitowe … Mi coraz
mniej miło i co …? Zalewam się łzami. To lampka do pokoju, dla
Małego (taa ja wiem, ze noworodki najbardziej zwracają uwagę na
lampki, kolor ścian i żyrafkę Sofi ;)) i to wielka przyjemność
dla mnie, bo ja kocham zielony i ...szloch. M. kręci głową,
uśmiecha się, przytula i stwierdza pomnożony syndrom wicia
gniazda. Na koniec mówi, że lampka ładna i fajnie będzie wyglądać
na komodzie. A nie mówiłam!:)
Od kwietnia powolutku kompletujemy
wyprawkę dla Maksa. Rozstrzał ubrankowy olbrzymi! A wszystkiemu
winne są zakupy w ciucholandzie. Wraz z Mamą (bardziej to przyszła
babcia niż ja) zwariowałyśmy na punkcie cudnych, maleńkich
ciuszków za grosze. Serio, mamy tanioszkę, gdzie w poniedziałek
wszystko jest za 1zł. :) Dlatego też Maks ma już sporo ubranek na
6m.ż., baaa nawet na roczek! Są ogrodniczki, bluzy, bluzeczki,
rampersy, pajace, śpioszki i body. Przyszła Babcia tak się wczuła,
że kupiła body w różowe króliki. I do tej pory udaje, że tam
różu prawie nie ma. :) Kiedyś może pokażę fotkę, już na
naszym Chłopczyku...
Ten miesiąc to sprzedaż książek
oraz … remontowo! Hurra!
W minioną sobotę pojechaliśmy do obi
i kupiliśmy standardowo już białą farbę, narzędzia oraz farbę
brzmiącą co najmniej głupawo, za to kolorystycznie wyglądającą
cudnie. Będzie „fińska sauna”, na jednej ścianie w pokoju
Maksiula (choć bardziej mogę nazwać ten pokój sypialnią i
kącikiem dziecka) oraz na 1 ścianie w dużym pokoju, za wspomnianą
biblioteczką. Jupi jupi jupi! Przestawianie tych nielicznych mebli,
które mamy, odkładamy na koniec czerwca, wtedy też zamawiamy
łóżeczko...
Na czas malowania wyjeżdżam na wieś,
do Rodziców. Czyli od jutra ja i buldożeks jedziemy na wywczasy. ;)
Już widzę to szaleństwo z radości – wolności naszego grubaska!
We wtorek wizyta u Doktorka. A w
pierwszych tygodniach czerwca usg 3/4D. M., kiedyś przeciwnik usg
(że szkodzi, że to tamto), głośno odlicza dni do wizyty.
Jutro test glukozy, toxo, mocz z
osadem, plus moje widzimisię - morfologia.
Powoli przygotowujemy się. Na ten czas
są to przygotowania czysto 'mechaniczne', ale bardzo się z nich
cieszę.
W serduchu też wiję gniazdo. Mnóstwo
dobra mnie otacza, staram się przekazać je także Jemu.
Dobranoc.
Dzień dobry o poranku:)))
OdpowiedzUsuńŚliweczko kochana!!!! Wspaniały ten Twój wpis! Spokojny. Wypełniony po brzegi dobrem i miłością. Wzruszający do łez (leję je strumieniami). Skręcający z zazdrości (żołądek mi się ścisnął, choć głowa podpowiada, że to od wczorajszego nadmiaru czekolady;p). Ciepły (aż zdjęłam sweter). Zabawny (sauna fińska mnie rozłożyła na łopatki;p). Wspaniały po prostu:)))
Śliweczko przytulam Cię ogromnie!!! Wysyłam słońce, którego u mnie pod dostatkiem. Trzymam kciuki za badania i niecierpliwie czekam na kolejne wieści z przestawiania mebli;)
P.S. Wspomnienie z zieloną lampką rozczulające. Od pierwszych słów nie miałam wątpliwości, że ona była Wam POTRZEBNA:)))
Miłego dnia Śliweczko!!!
Powtórzę tutaj. Jestem i trzymam kciuki.
UsuńDziękuję, że zajrzałaś. :)
Wyjazd udany, choć okupiony łzami ... po raz pierwszy dostałam oprychy. Złość i strach.
M. spisał się, jak zawsze, wszystko się bieli i sauni. ;) Fajnie jest, tylko ciut szkoda, że ta biel przy naszym buldoziu to tak na chwilę...
Badania wyszły oki, nie wiedziałam tylko, że krzywa to aż 6 ukłuć (1 w paluch, 5x żyły). Auć. Toxo nigdy, a tfy nie miałam w organizmie. Jutro pytam o szczepionkę na przeciwciała (zero RHD -).
Ściskam Cię Wojowniczko! :*
:***
Usuńjestem z Tobą od tak dawna, tak się cieszę że rośniecie, że spokojnie, że czas spełniony i napełniony po brzegi miłością, to bardzo ważne. Spokojna Ty, spokojny maluszek. Pamiętam nasze przygotowania, wszystko chciałam dopiąć na ostatni guzik, wyrzuciłam masę nie potrzebnych rzeczy ... a prawie całą ciążę leżałam, teraz sobie myślę że jak bym była chodząca to bym chyba opróżniła cale mieszkanie:D przygotowania są fajne, prasowanie, pranie tych maluszkowych ubranek...cudowne! Te chwili pamięta się na zawsze.
OdpowiedzUsuńBuziaki
Aniu i ja do Was zaglądam i czuję niedosyt,bo tak rzadko piszesz. Mimo to, rozumiem. I sama czekam na tą dalszą część opowieści o życiu.
UsuńŚciskam mocno i serdecznie :) :*
PS. U nas na ten czas tylko pranie ubrankowe (takie wstępne ;)). Nie mogę doczekać się czerwca/lipca ... łóżeczko, wózek itp
Śliweczko, cieszę się, że u Was wszystko dobrze. Wicie gniazda to cudowny czas. Twój wpis rozbudził we mnie tyle wspomnień i tęsknot... Ale jestem dobrej myśli i wierzę, że doświadczę tego kolejny raz. Uściski.
OdpowiedzUsuńMalwa, wyobraźnia podpowiada mi niejedno. Jak pomyślę o Tobie to serce mi się ściska i nie mam ochoty pisać, ale z drugiej strony - tak jak Ty, wierzę, że niedługo będzie Ktoś, kogo będziecie oczekiwać całym sercem. Bardzo Ci tego życzę. :*
UsuńPrzytulam
Śliweczko, dziękuję. Wiedz, że ja z wielką przyjemnością tu do Ciebie zaglądam i czytam, co u Was. Od wspomnień nie ucieknę i wcale tego nie chcę. Dobrze, że robisz morfologię. Najszybciej wtedy widać, czy nie trzeba dołożyć jakichś witaminek. Błogich i spokojnych dni Wam życzę:)
UsuńMalwa, hej hej :)
UsuńOstatnio chodzę śnięta ...tylko spanie. A jeśli nie spanie to dawka słodyczy (lody rożki i milka mleczna), trochę czytam. Teraz na tapecie pani Grochola, z którą do tej pory nie miałam styczności.
Malwuś, zaciskam mocno, bym mogła niedługo czytać o nowej historii nieulotnych.
Serdeczne uściski :)
:) proszę o pokazanie lampki:)))
OdpowiedzUsuńSyndrom wicia na calego:)))
Piękne imię - Maksymilian.
Jak wczasy? Jesteście już w domu?
Zbieram się do maila... :)
Olga! Jak dobrze Cię widzieć :)
UsuńNiby coś-tam wiem co u Was, ale w sumie niewiele...
Pisz, nie mogę się doczekać tego co napiszesz. U Was to już 3 trymestr na całego! Niedługo spotkanie z Helenką! Cudne! :)
Wczasy były i jeszcze będą (truskawozbiór). Wypad 3-dniowy. I to że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, cóż, to prawda. Rodzice 'zagłaskaliby', jeśli bym pozwoliła.
Lampce jeszcze pyknę fotkę, pewnie niejedną.
Ściskam serdecznie :)
Usuń