niedziela, 5 października 2014

Azyl.



Zakupy …udane!
Zmęczenie materiału …ogromne!
Przeżyliśmy sortownię i przemiał, by wychodząc nie nadawać się nawet na pójście do restauracji po klopsiki, tylko - mcDrive - szybkie wciągnięcie jedzenia i do domku.

Lubię, gdy nasze mieszkanie jest ładnie ubrane.
Przywiązuję do tego dużą wagę, ponieważ to w domu spędzam większość wolnego czasu.
Tutaj najbardziej i najlepiej odpoczywam. Regeneruję się.

Lubię, gdy żółte, miękkie światło lampki otula duży pokój. Ja otulona kocem - z psiutem pochrapującym u boku - czytam … albo wtulona w Męża, coś oglądamy…

Albo tak jak dziś. Coś co odpręża … znajome smaki i zapachy. Pomidorówka z makaronem i uśmiech Męża. I to zadowolenie, że smaczne, domowe, a mi pozostaje frajda i cicha duma… że umiem i robię coś dla nas.

Nasze mieszkanie ubrane jest w biel i większe oraz mniejsze plamy koloru.
Lubię jego zapach. A wręcz kocham za słońce, które dzięki południowej wystawie okien, wypełnia nasze mieszkanie od wiosny do zimy.
Lubię pasiasty dywan, czerwoną kanapę, nowy stolik (w końcu coś mobilnego i z półką pod blatem – nasz wybór - stolik IKEA PS ciemno-turkusowy), świece, zapachowe woski, biblioteczkę, nasz malutki stół.
Lubię rytuał porannego włączania radia, które towarzysz nam przy szykowaniu śniadania i nawet to, że gdy poleci w nim niezbyt lubiany kawałek, a później zapętli się w głowie na cały dzień, to kiedy pomyślę, że rano słyszałam go z M. od razu włącza się uśmiech.


Brakuje w nim tylko jednego składnika. Dziecka … jego zapachu.

Nie mam złudzeń, dziś już nie. W tym cyklu również porażka. To boli. Bardzo.
Cieszę się, że mam Kochanego obok siebie, buldozią kufkę i to nasze mieszkanie. Azyl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz