poniedziałek, 27 października 2014

Cztery łapy.



Piesunowi na dniach skończyła się odporność przeciwko wściekliźnie. OK, może to niezupełnie tak działa, ale książeczka zdrowia naszej bulwy informowała, że najwyższy czas udać się na szczepienie.
Do ‘łapek…’ weszłam nieufnie. Ostatnia lecznica pięknie nas wydymała z kasy, a psa nafaszerowała antybiotykami, oxycortem, co było zupełnie niepotrzebne, ale o tym dowiedzieliśmy się później.
Także weszła do nowego miejsca najeżona ;) a wyszłam …zachwycona! Nie mogłam się opanować i co chwila słałam smsy do Męża, że Pani Doktor jest wspaniała, cudowna, z powołania itp. Emotkom końca nie było, podobnie wykrzyknikom …

Rzeczywiście Pani, nie przyjęła nas rzutem na taśmę, a ciepło, z duża dozą empatii, no i fachowo. Buldożer został osłuchany! (pierwszy raz!!), miał sprawdzone zęby, węzły chłonne, brzuszek. Pani doktor powąchała mu nawet! uszy! (częsta buldozia przypadłość to grzyby, nie wiem jak jest z innymi rasami), poradziła co stosować na zmiany na kufie (octenisept, który zdaje stosuje się również u noworodka do przemywania pępka…), przyglądała się skórze, oceniała sierść … normalnie rozpływam się. No i te komplementy, że pies bardzo zadbany i widać w nim radochę z psiego życia :D

Szczepienie przebiegło bez jakiegokolwiek zgrzytu. Good doggie !

Poza tym były pytania o kąpiele, odrobaczania, pozostałe szczepienia, jedzonko. Na koniec psiut został zważony. 13,7 kg – brawo. :)
Pani Doktor, to właściwa osoba na właściwym miejscu. Drobiazgowa, ze wspaniałym podejściem do źwierza ;) Powoli wszystko wyjaśniająca i tłumacząca – uwielbiam ją!

Za półgodzinną wizytę – porady oraz szczepienie – zapłaciłam 25zł. Dobry dil :]

Podobno buldożynka może być osowiała itp. … no jakoś nie widzę … okrutnie męczy o krążkowanie, a w tej chwili zajmuje się swoją kostką …

Jak wspomniałam ...wykrzykników moc...

Buldożerro we własnej osobie.
skupiony na działaniu ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz