Dzień wolny od pracy. A ja co robię?
Nie, nie zabrałam się za lekturę najnowszego Zwierciadła.
Nie, nie poczytałam świeżo wypożyczonego Dukaja … ja …
postanowiłam wyszukać dla siebie zadania do wykonania. Z wyimaginowanej listy.
Odfajkowując kolejną rzecz z długawej listy ‘do zrobienia’
wsłuchuję się w swoje ciało.
Niby jest inaczej niż ostatnio. Ale ja CHCĘ by było inaczej,
więc mogę naginać rzeczywistość. A jednak, uważałam by niepotrzebnie nie zrobić
sobie kuku. Więc nie szpachlowałam, nie zaniosłam do piwnicy kombajnu czytaj drukarko-skanero-ksera (tak na serio to
powinno toto trafić na śmietnik, ale no kurczę szkoda … jedna z pierwszych ‘poważniejszych’
rzeczy za które samodzielnie zapłaciłam), a używając silniejszych detergentów …
długo wietrzyłam pomieszczenia. No i zrezygnowałam z mojego ulubionego drinka
;) Tzn nie dziś w południe zrezygnowałam – to by dopiero pysznie o mnie
świadczyło ;D – tylko już wczoraj wieczorem.
Proszę…
Proszę …
Proszę …
Niech się uda.
Lista „wyprawa IKEA” zakończona. :)
Lista długaśna, powiększona o rzeczy dla Przyjaciółki.
Jako, że do najbliższego szweda mamy ok. 200 km to zawsze pytamy się
czy czegoś nie trzeba. I zawsze jest potrzeba :D
Przebieram nóżkami i cieszę się jak kiedyś na pierwszy
śnieg, Mikołaja i Gwiazdkę :)
Dziś już niczego nie poczytam. Mamy w planach dokończenie ‘Robocop’a’.
I spanko.
Dobranoc.
Udanego łikendu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz