To co dawało margines błędu, znikło.
Wiruję wokół własnej osi.
Spadam.
Głową w dół.
Chowam się za kolejną książką, „przegadaniem” z koleżanką,
planem na upiększenie mieszkania, kolejnym miesiącem, jesienią, blogiem,
zakładką w ulubionych, spacerem z bulwą, rozmową z M, świętami. Kolejność
dowolna.
A jeśli wcale nie będzie dobrze?
Jeśli czekam na nasze dziecko, a jego nie będzie?
Ciągle nie szukam innej, satysfakcjonującej, rozwijającej pracy
i choćby deka zbliżonej do wyuczonego zawodu, bo przecież „zaraz będę w ciąży”.
A przecież trzeba wziąć pod uwagę okres próbny … i taką wtopę robić … od razu
na zwolnienie...?
Nie robię kursu na prawo jazdy, bo …„zaraz będę w ciąży”. A
tyyyyle on trwa (+kasa).
Nie idę z koleżankami z pracy na piwo bo ….
Nie gdybam o przyszłych wakacjach ponieważ…
Od zeszłego roku zafiksowałam się. Bojaźliwie rozglądam się
i wyczekuję.
Widzę to wszystko i nie robię nic.
Czuję się swoją własną kalką. Przerysowana i nic dobrego nie
wnosząca :(
Bez sensu to …
A piszę, bo kto zabroni …?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz