piątek, 5 września 2014

Od nowa.



Cykl wygląda tak jakby robił ksero z poprzedniego miesiąca.
Niezbyt długi okres, z jednym dniem ‘wolnym’. Owulacja. Kilka dni później niewielkie plamienie. Od wczoraj bolesność piersi.
I już wiem. Wkręcam się. Nie udało się.

To po co zakupione testy ciążowe? I jeszcze ten teks ‘Poproszę dwa różne, w tym jeden pink test’. Pink test – laur konsumenta czy coś w roku 2013. Że niby i ode mnie się należy?
Tylko w 2014? A może laurka? Ode mnie dla mnie.
Wkręcam się bo - już w domu - czytam o tym drugim , do tej pory nieznanym teście, a tam napisano … fanfary … ulica na której mieszkam. Moje miasto.
Jak nic znak.
No i dziecko na teście.
Wszystkie znaki na papierku. Wszystkie znaki we mnie.

Poszłam o krok dalej.
Zapisałam się pod koniec miesiąca na wizytę do gina. W razie czego anuluję ją.

Następny krok.
Dzisiejsze zaproszenie na piwo, na kiedyś, po pracy …  
Kombinuję jakby tu się wywinąć. No bo choć czuję, że nic z tego to jednak … aż do okresu nadzieja jest. Kierowniczka czeka. W końcu mówię prawdę. O staraniach. A ona - o soku. :) OK. Fajnie.

Czekam.
Wybiegam kolejne kilka kroków w przód. I każę się za ten falstart.  
Czy kiedyś to się skończy?


Prawie jesień.
Choć echo lata jest jeszcze odczuwalne  popołudniami. Słońce tak cudnie grzeje …no pięknie jest!

Pisałam x-czasu temu o reklamacji dotyczącej frontów. Reklamacja rozstała rozpatrzona pozytywnie ponad dwa tygodnie temu. Od dwóch tygodni czekamy na telefon ‘fronty są dostępne. przyjeżdżajcie’. Gdyby nie dzisiejszy telefon Męża do pana zajmującego się sprawą, pewnie dalej czekalibyśmy ileśtam. Wrrrr Współpraca-o-kant-dupy-potłuc.
Jutro M. jedzie oddać stare, zniszczone fronty, a odebrać nowe. Dobre. Trzymam kciuki! :o
To musi być to. Bo dość mam rozpierduchy.

Jutro pracownia.
Na dobranoc poczytam. Wypiję herbatę z miodem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz