środa, 17 września 2014

Nie jestem pępkiem świata.



No .....nie da się ukryć…:) Choć często mam postawę roszczeniową. „Popatrzcie na mój ból. Spójrzcie na łzy. Ja cierpię. I to jak!” Do czego do cholery zmierzam? Ano do tego, że nie tylko ja kogoś straciłam.
U Męża widziałam łzy tylko wtedy gdy wracaliśmy samochodem ze szpitala.
Noc. Nocne marki wracające z imprezy albo dopiero ruszające w miasto.
Światła sygnalizacji pulsujące …‘uważaj’.
My rozwaleni wiadomościami o serduszku, które nie bije i to od dawna …
Mąż zdruzgotany. Raz po raz wycierający oczy, chwytający moją dłoń.

Za parę godzin nowy dzień.
I później …
Cała gama uczuć. Moja.
M. się nie skarżył, nie narzekał, nie wyzywał, nie wygrażał, nie pytał.
Trwał.
Do zeszłego tygodnia.
Idąc do znajomych (pisałam o nich pod koniec lipca) na tzn oficjalne powitanie nowego człowieka. Małej O. Wiem, że do końca życia ta mała dziewczynka z 2014 roku będzie przypominać mi o Groszku.
Widziałam to też we wzroku Męża.
Powiedział mi to w tę niedzielę.
Miał ochotę wziąć Małą na ręce i nigdy nie puszczać. Całować, tulić, opiekować się nią. Być kimś ważnym. Nie wujkiem w ostatnią sobotę, czy niedzielę miesiąca.
Mówił o żalu, smutku i goryczy niesprawiedliwości.
Mój Mąż też czuje. Tak jak ja.
Jesteśmy w tym razem.
Nie tylko ja odczuwam naszą stratę.
Muszę sobie o tym raz po raz przypomnieć.
Nie jestem pępkiem świata…


Wczoraj Rodzice byli na pogrzebie.
Zmarła druga żona mojego dziadzia. Kobieta, zażywna, doświadczona przez życie.
Nie umiejąca prosić, ale nie umiejąca również odmówić, choćby ostatniej złotówki.
Od kwietnia, a może raczej od momentu stopienia śniegów, aż do pierwszych przymrozków chodząca boso po obejściu.
Serdeczna i krzykliwa.
Umiejąca robić piękne „pająki” na święta.
Nie babcia, a jednak nie obca.
Pytałam Mamy czy jechać z nimi, na pogrzeb. Odparła, że modlitwa wystarczy.
Nie pojechałam.
Z modlitwą jestem na bakier, ale …przemogłam się.
Mam nadzieję, że trafiła do odbiorcy.

Od kilku dnia mam fioła na punkcie starych plakatów. Filmowych, teatralnych.
Po prostu szał!
Wiedziałam o tej formie sztuki od dawna, ale dopiero od zeszłego tygodnia bez opamiętania przeczesuję internet i przeżywam fascynację …
Jeden licytuję. Kilka obserwuję …    Zapewne na tym się skończy, bo do wypłaty jeszcze dwa tygodnie, a plakatowo trochę kosztuje.
Jeśli wygram licytację, pozostaje kwestia ramek. Mam nadzieję, że znajdę coś w ikei, do której ruszamy w październiku, z listą zakupów długą jak list do św. Mikołaja. I która z każdym dniem niebezpiecznie się wydłuża! :o


Szafy zrobione. Fronty super! Wysokie,  pojemne, białe – moje marzenie zrealizowane. Jupi! :D

Do zrobienia pozostał jeszcze mały – tramwaj – pokój.
A później ... znając mnie - znowu coś ;)

Udanego wieczoru!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz