Boję się TEGO dnia.
31.08. Jest już blisko.
Tuż tuż.
Jakiś czas temu, kiedy M. nie było w domu zajrzałam do jego
szuflady biurka. Wiedziałam, że tam je schował.
Głupio się czułam myszkując wśród dokumentów, karteluszek,
długopisów, linijek. Nie ma.
Jak to ?!
Wyrzucił?
Nerwowe wywalanie kolejnych kartek.
Są.
Moje świadectwo.
Mój dowód, że Groszek był z nami. Mąż schował testy razem z
kartą ciąży.
Moja duma.
Rozkleiłam się na całego. Dopiero co był grudzień, a ja
urządzałam testom serię zdjęć, niczym do rodzinnego albumu. Przy choince. Przy
prezentach. W dłoni. Z uśmiechem na ustach.
Czy kiedykolwiek dane mi jeszcze będzie zażyć takiego
szczęścia?
Możliwe. Tak, chcę tego. Bardzo.
Pewnie nie będzie to już takie beztroskie. Nie pierwsze. Ale
oddałabym wszystko za ten CUD.
Od kilku dni umawiam się z koleżanką - która mieszka na sąsiedniej
dzielnicy – na spacer.
A. urodziła córkę 5 tygodni temu.
Widać w niej spełnienie i spokój. Spacerujemy po spajającym
dzielnice wąwozie … Ona z wózkiem, ja z bulwą. Nie tak miało być… Ale to tylko
życie. Aż życie.
Cieszę się, że A. nie odtrąciła mnie tak jak większość
znajomych. Przez zakłopotanie? Przez grzeczność? Kurwa! Ja tak potrzebowałam,
potrzebuję rozmowy, dobrego słowa. A tu nagle telefony zamilkły. Smsy z dobry
mi radami ustały. Trudno, radzę sobie. Powoli, z każdym miesiącem jest mi
łatwiej. Otrząsam się. Wiem, że na kilka osób nadal mogę liczyć. Choć nie
zawsze rozumieją, to są. Czuję ich sympatię i gorące serce.
Wieczór z Mężem.
Świętujemy pierwszą wypłatę :)
Udanego wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz