piątek, 29 sierpnia 2014

Czekam. Czuję.



Boję się TEGO dnia.
31.08. Jest już blisko.
Tuż tuż.

Jakiś czas temu, kiedy M. nie było w domu zajrzałam do jego szuflady biurka. Wiedziałam, że tam je schował.
Głupio się czułam myszkując wśród dokumentów, karteluszek, długopisów, linijek. Nie ma.
Jak to ?!
Wyrzucił?

Nerwowe wywalanie kolejnych kartek.
Są.
Moje świadectwo.
Mój dowód, że Groszek był z nami. Mąż schował testy razem z kartą ciąży.
Moja duma.
Rozkleiłam się na całego. Dopiero co był grudzień, a ja urządzałam testom serię zdjęć, niczym do rodzinnego albumu. Przy choince. Przy prezentach. W dłoni. Z uśmiechem na ustach.
Czy kiedykolwiek dane mi jeszcze będzie zażyć takiego szczęścia?
Możliwe. Tak, chcę tego. Bardzo.
Pewnie nie będzie to już takie beztroskie. Nie pierwsze. Ale oddałabym wszystko za ten CUD.

Od kilku dni umawiam się z koleżanką - która mieszka na sąsiedniej dzielnicy – na spacer.
A. urodziła córkę 5 tygodni temu.
Widać w niej spełnienie i spokój. Spacerujemy po spajającym dzielnice wąwozie … Ona z wózkiem, ja z bulwą. Nie tak miało być… Ale to tylko życie. Aż życie.

Cieszę się, że A. nie odtrąciła mnie tak jak większość znajomych. Przez zakłopotanie? Przez grzeczność? Kurwa! Ja tak potrzebowałam, potrzebuję rozmowy, dobrego słowa. A tu nagle telefony zamilkły. Smsy z dobry mi radami ustały. Trudno, radzę sobie. Powoli, z każdym miesiącem jest mi łatwiej. Otrząsam się. Wiem, że na kilka osób nadal mogę liczyć. Choć nie zawsze rozumieją, to są. Czuję ich sympatię i gorące serce.

Wieczór z Mężem.
Świętujemy pierwszą wypłatę :)

Udanego wieczoru!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz