środa, 2 lipca 2014

To co dobre.

Lipiec. Uwielbiam!
Czas zajadania czereśni, do bólu. Dosłownie, w moim przypadku objawia się to opuchniętymi ustami i swędzeniem dziąseł ;o
Zapach przekwitających lip i brzęczących w nich pszczół. To zawsze będzie mi się kojarzyło z wakacjami u dziadków, na wsi.
Młode ziemniaki (polskie, bo te z Izraela, czy Cypru choć dostępne od marca to ...szit.), koperek i fasolka szparagowa + bułka tarta z masełkiem. Coś tak oczywistego, coś tak smacznego :)

Urlop !
Choć spędzony w mieście, ewentualnie u rodziców, na wsi to wyczekiwany i baaardzo chciany.

Remont. A dokładnie odświeżanie, czyli malowanie ścian na biało, robota przy szafach w przedpokoju - w końcu. Oraz ogarnięcie komputerkowni, która miała być "sypialnią", piszę cudzysłów bo jak coś co ma 180cm na 340cm może mieć miano sypialni ...? Już raczej sypialenka, wagon sypialny? :) która docelowo ma być pokojem dziecka ...

Mogłabym wyliczać długo, długo dlaczego 'lipiec'. Przejdę do najważniejszego.

Zielone światło od lekarza w sprawie starań o dzidzię :))
Boję się tego, a zarazem na to czekałam/czekaliśmy tyle miesięcy ...
Muszę porobić jeszcze kilka badań (biorę się za to na dniach) zleconych w czerwcu, ale te dobre, wyczekiwane chwile przed nami. Na wyciągnięcie ręki :)
No i stomatolog ... kolejna wizyta już jutro o 8.15. Dobrze, że wymyślono znieczulenie ...

Dobranoc.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz